Długo się zastanawiałem, czy polecić Państwu koncert Alana Parsonsa. Genialnego inżyniera dźwięku, jak dziwnie dziś brzmi jego … zawód?
Było kilka tzw. nowych fal w brytyjskim hard rocku. Slade, UFO, Nazareth, Swett czy Thin Lizzy, królowały na listach przebojów lat 70 tych, ale tylko projekt założony przez Phil’a Lynott’a zdołał przebić się przez tzw nową falę brytyjskiego hard rocka do której zaliczały się Judas Priest, Def Leppard, Iron Maiden, nagrywając dwa znakomite krążki Renagate i Thunder and Lightning.
Dziś zapraszam na spotkanie z Muzyką, której dziś nie uświadczysz w radiu, czy telewizji. Kansas to amerykańska odpowiedź na tabuny brytyjskich grup uprawiających w latach 70 tych coś nazwano mianem postępowego rocka, oczekując od tego kierunku osiągnięcia maestrii i doskonałości muzyki poważnej.
Gdybym zaczął od „artysta młodego pokolenia”, to podkreśliłbym tylko swój wiek, ale jak się słucha tak długo piosenek to dekada światowej kariery nie robi wielkiego wrażenia. Bruno Mars to oczywiście pseudonim artysty o talencie równym skomplikowaniu pochodzenia (w tle Filipiny, Puerto Rico i Hawaje). Nie wiem co robi lepiej. Produkuje, czy pisze utwory, czy też śpiewa.
Cudowne dziecko …. Steve Wonder. Kompozytor, multiinstrumentalista, wokalista, producent. Rocznik 1950, ale choć koncert pochodzi sprzed dwóch lat, czas wydaje się go nie imać.
Nie byłem 27 lipca 1996 na Wembley w kiedy Brian Adams wkręcał w ziemię 70 tysięczny tłum. Był na szczycie, a koncert przeszedł do historii muzyki rockowej. Nie musiał śpiewać, bo tłum robił to za niego.
Dziś coś z mojej bardzo osobistej listy koncertów, na których absencja jest dla mnie nieznośna. Na pierwszym miejscu było Toto z trasy na 35 lecie. Numer dwa .. to Whitesnake, ale sprzed lat 15 stu. Nie to by dziś David Coverdale był bez formy, ale ta muzyka potrzebuje wigoru, którego w pewnym wieku zaczyna brakować.
Patrząc po ilości przebojów, sprzedanych nosników, like’ach, a przede wszystkim kontraktach reklamowych Adam Levine i spółka to najwyższa półka poprocka. Przyznam szczerze, że z zaskoczeniem obliczyłem sobie, że to raczej mastodonty muzyki, a nie pełne wigoru świeżo upieczone supergwiazdy.
Nie jestem fanem Beyonce. Doceniam profesjonalizm, budowanie kariery na umiejętnościach, profesjonalizmowi, wykorzystywanie popularności i wpływu na fanów do kreowania pozytywnych postaw. Ale wciąż nie jestem urzeczony dorobkiem, bo to chyba nie moja muzyka. Dlaczego zatem żałuję, że nie byłem na tym koncercie? Bo to jest show kompletne.
Będzie z mojej strony profanacją napisanie czegokolwiek na temat Miles’a Davisa, bo nie jestem szczególnym fanem jazzu jako takiego. Lubię słuchać komercyjnej odmiany jazzu, wciąga mnie grany na żywo, ale to wszystko za mało, bym się mógł wysławiać na temat człowieka, o którym napisano rozprawy, a jego dyskografia ciągnie się przez kilka stron. Skąd pomysł na koncert? Lubię ludzi, którzy łamią schematy, nie po to by zaistnieć, ale stworzyć coś innego.
Przejdź do kategorii