Wszystkie trzy są powszechnie interpretowane w duchu romantycznym — powstały bez odniesienia do jakiegokolwiek praktycznego celu. Być może, że tymi trzema symfoniami Mozart nigdy nie dyrygował i że ich nigdy nie usłyszał. Na uwagę zasługuje to, że poszczególne partie Symfonii nr 40 g-moll nie są ograniczone możliwościami instrumentów oraz obecność tematów o charakterze wokalnym, tak charakterystycznych przecież dla melodyki Mozarta, czerpiącej z głosu ludzkiego. Utwór rozpoczyna przyciszone, pulsujące otwarcie, które dość szybko staje się głośniejsze i głośniejsze, domagając się od słuchacza jego pełnej uwagi. Charakterystyczna intensywność tego fragmentu — jak i całej kompozycji — porusza swoją dramatyczną wymową i sugeruje kolejne interpretacje. Niektórzy — jak np. Robert Schuman, który akcentował lekkość i wdzięk utworu — wskazują na jego zróżnicowany charakter i nawiązania do stylu opery buffa, argumentując, że te elementy humorystyczne i taneczne, wraz z radosnym brzmieniem części ostatniej, są nie do pogodzenia z interpretacją mówiącą, że w utworze dominuje „strach i cierpienie”. Inni natomiast zwracają uwagę na fragmenty pozwalające zanurzyć się słuchaczowi „w otchłań duszy”. Przedstawiają dzieło, jako odzwierciedlenie pesymizmu i czarnowidztwa, podkreślając jednocześnie nowatorski charakter dzieła — wyrażanie osobistych emocji nie stanowiło przecież cechy dzieł epoki.
Zapraszam do weneckiego Tatro La Fenice:
Komentarze