Długo szukałem przekonującego koncertu solowego, ale ostatecznie postanowiłem wrócić do Pink Floyd. Przez lata trwała dyskusja, kto faktycznie ciągnął PF. Gilmour, czy Waters. Ten drugi przekonany o sobie, postanowił spróbować sił w projektach solowych i trzeba przyznać, że początkowo szło mu nieźle, ale w drugiej połowie lat 80 tych Gilmour, Mason i Wright odchodząc od albumów w pełni koncepcyjnych i zmieniając nieco brzmienie udowodnili, że Pink Floyd bez Rogera może istnieć i tworzyć rzeczy piękne, a nawet wielkie.
Koncerty Pink Floyd zawsze były spektaklami oddziaływującymi na szerokie spektrum zmysłów, ale przede wszystkim to była uczta muzyczna i intelektualna. Tu nic nie dzieje się przypadkiem. Ilość informacji bodźców, jakie płyną ze sceny nie pozwala na nawet chwilę nieuwagi. Zapraszam na doskonale, zremasterowany koncert z 1994 roku gdzie odnajdziemy wszystko, co najlepsze w wydaniu PF, ale bez R. Watersa, który już w XXI wieku powrócił na wspólne koncerty, ale był tylko gitarzystą basowym zespołu, w którym pierwsze skrzypce grał gitarzysta..
Komentarze