Wszystko podane z niezwykłą lekkością, finezją i energią. Perły i diamenty. Toto wciąż gra jak w czasach, gdy muzykę rozbierało się na części pierwsze, by delektować się każdą oddzielnie. Gitar, basu, perkusji, klawiszy, wokalu, chórków, można słuchać oddzielnie parami, wyszukiwać smaczki, zachwycać się solówkami. Nawet wokalem, choć tu nie czarujmy Toto nie dysponowało wybitnymi głosami. Bobby Kimball, Steve Lukather, czy wreszcie Joseph Williams dobrze brzmią w studio, ale na żywo raczej dają tylko radę. Niemniej energia jaka rozpiera Williamsa pozwala wybaczyć niedoskonałości.
Mam nadzieję, że Steve Lukather z przyjaciółmi da się namówić do jeszcze jednej trasy i tym samym spełnię swoje marzenie bezpośredniego udziału w tej fascynującej muzycznej uczcie.
Z wielu w sieci polecam koncert z trasy na 35-lecie istnienia zespołu.
Toto 35th Anniversary Tour 2013
Komentarze